Codzienność...
Po dwóch tygodniach nareszcie dłuższe wolne, do tej pory wykorzystałam tylko jeden dzień i mocno to odczuwam. Na szczęście nasza mała ekipa dobrze się dogaduje i nawet przy nawale pracy udaje się wykroić sporą przerwę i chwilę na oddech.
Podpisałam wreszcie kontrakt i daje mi to jako takie poczucie bezpieczeństwa na najbliższe miesiące, zawsze to papier. Na umowie brak daty końcowej, bo jak się wyraziła szefowa - nie wiemy, ile będziesz chciała zostać. Ja też jeszcze nie wiem :)
Odczuwam brak własnego samochodu niesamowicie. Do dyspozycji mamy auto, z którego możemy korzystać tylko w celach służbowych, np. zakupy czy transport butelek do skupu. Bardzo tego pilnują tutaj. Pojazd firmowy ma inną tablicę rejestracyjną i jeśli nie ma się dobrego alibi, to zwykła kontrola drogowa może się skończyć ogromnym mandatem - dla właściciela firmy, więc siara podwójna. Tak więc rundka po półwyspie odpada. Jedyna wypożyczalnia w pobliskim Olafsviku zabija ceną a autobus obsługuje tylko trzy miejscowości na odcinku około 65 km. Znalazłam za to na miejscu firmę, która oferuje zbiorcze rejsy i wyprawy busem po półwyspie. Napisałam do nich i zgodzili się dołączyć mnie do większej grupy w niedzielę i to za połowę ceny. Nie objeżdżają wszystkiego, ale to i tak wspaniała opcja. W każdym punkcie zatrzymują się na godzinę - półtorej, więc będę mogła się trochę powłóczyć. Liczę również, że kontakt z miejscowymi przewodnikami zaowocuje innymi wyprawami albo pomysłami.
Wewnętrzny poganiacz otrząsnął się z pierwszego szoku i odzywa się coraz częściej, żądając planu i decyzji. Co dalej? Czy chcesz następny rok pracować w ten sposób? Co z firmą? Zapiszesz się na kurs języka? Kiedy? Gdzie będziesz mieszkać od listopada? Kiedy ogarniesz samochód? Kiedy znajdziesz pracę na zimę?
Jestem tu ledwo od dwóch tygodni, a ten mnie kurła będzie dociskał!
Po pierwsze jeszcze nie wiem, czy chcę tu zostać na zimę. Tu, czyli w Grundarfjörður i tej konkretnej pracy. Dałam sobie czas do połowy września na decyzję, bo z końcem sierpnia wymieniają się pracownicy i dojdzie dziewczyna w roli menedżerki Jeśli przejmie obowiązki, których obecnie najbardziej nie lubię (ogarnianie bookingu, ściąganie opłat i dyskusje z gośćmi), to może zostanę. Ja tu chcę tylko sprzątać, serio. Nie chcę myśleć, planować, organizować, decydować i czytać gościom w myślach. Jestem w tym całkiem niezła, ale od tego właśnie chciałam uciec. Na myśl o pracy, którą wykonywałam w Polsce, dostaję drgawek. Możliwe, że w efekcie zawieszę lub zamknę działalność. Ta myśl pojawiła się we mnie dopiero tutaj i nie wywołała absolutnie żadnego oporu czy żalu, tylko ulgę. Zostawiłam sobie jednego klienta, z którym lubię pracować, resztę grzecznie odstawiłam.
Z drugiej strony wewnętrzny pastuch panikuje, bo jak to. Mam swój mały biznes, jestem "specjalistką", a teraz mam zostać sprzątaczką albo innym pracownikiem niewykwalifikowanym, emigrantem? Nie zesraj się stary, ale właśnie tak. Przynajmniej taki mam plan na najbliższe miesiące. Potrzebuję czasu, by wszystkie wnioski do mnie dotarły. Jak ten o zamknięciu firmy. Komfort mam taki, że nawet zarabiając tutejszą minimalną mogę żyć na przyzwoitym poziomie. I zwiedzać Islandię przy okazji.
Moja dzielnia i hostel.
Stoi nad samą wodą, w części "przemysłowej". Wokół są różne firmy i magazyny, ale też galeria sztuki (także w baraczku) i znana restauracja.
Restauracja jest jedynym ładnym budynkiem w naszej części, podobno nieźle też karmią. Wdepnę, jak przestanę przeliczać tutejsze ceny na złotówki.
W pracy wyrabiam sporo kroków, szkoda że aplikacja nie uwzględnia takiej aktywności, jak zmiana pościeli czy sprzątanie, przy tym też się można nieźle spocić. Bywają więc dni, gdy jestem padnięta i nie ruszam się z mieszkania. W inne staram się choćby przejść po miasteczku, co mi w zupełności wystarcza.
Halo, jest tu kto?
Te góry mnie intrygują. Grzebałam w internecie i znalazłam zdjęcia z wypraw i opisy po islandzku, więc je ktoś jednak zdobywa, choć nie wyglądają przyjaźnie. Sama nie będę się tam pchać, dopytam przewodnika w niedzielę, czy coś wie.
Specjalnie dla @klub-wloczykijow - najwyższy szczyt w okolicy to Böðvarskula i znajduje się pomiędzy pierwszą i drugą latarnią na zdjęciu poniżej. Wysokość 988 m, co daje całkiem niezły kawał góry do zdobycia biorąc pod uwagę, że startujemy z poziomu morza. Najwyższym szczytem na moim półwyspie jest przykryty lodowcem Snæfellsjökull (1446 m), który mam nadzieję zobaczyć w niedzielę.
Wystarczy liczb na dziś.
Tu też nikogo.
Do mojego zakątka ludzie trafiają z trzech powodów: do restauracji, hostelu lub na punkt widokowy, który zawsze zaskakuje.
Inaczej wygląda świat o poranku w bezchmurny dzień.
Inaczej w deszczowy wieczór.
Tamtego dnia okolicę spowiła przedziwna mgła zabarwiona zachodzącym słońcem, nakładając bajkowy filtr. Wrażenie niemożliwe do opowiedzenia słowami.
Czasami słońce zachodzi klasycznie...
a czasem nieco bardziej tajemniczo.
Oczywiście są dni, gdy jest pochmurnie, mokro i wietrznie, tak jak dzisiaj. Wtedy z czystym sumieniem mogę poleniuchować albo coś napisać. Chociaż... właśnie się wypogadza. Tak tu jest, lepiej nie zwracać uwagi na pogodę, bo prawdopodobnie i tak się zmieni za godzinę lub dwie.
Bless!
Congratulations, your post has been added to Pinmapple! 🎉🥳🍍
Did you know you have your own profile map?
And every post has their own map too!
Want to have your post on the map too?
A czy masz wrażenie, że słońce świeci inaczej? światło jest jakby bardziej chłodne a wszystko bardziej wyraziste? Ja tak miałam w Trondheim w Norwegii.
Niby zachody słońca każdy widział milion razy i każdy ma milion fotek, ale ciągle zachwycają :)
Tak! Kolory są podkręcone, przejaskrawione, a kontury jak żyletki. I jak już świeci na całego, to wręcz griluje i wypala oczy.
No ba 😁😉
A rower tam to jest w ogóle jakaś opcja (o tej porze roku rzecz jasna)?
Znajdź lokalne KBK, ewentualnie jakiegoś człowieka do rozmowy :)
Rower jest opcją, wiem że turyści jeżdżą tak po wyspie w sezonie letnim. Niestety nie znoszę jeżdżenia na rowerze odkąd pamiętam.
Będę szukać :) Bardzo często myślę o KBK. W pełni poczułam, jaką wartością jest przyjazna przestrzeń, w której można zbliżyć się do obcej kultury, porozmawiać o wszystkim, przy okazji ucząc się języka i poznając ludzi. Ze świadomością, że jesteś mile widzianym gościem, a nie intruzem.
Wewnętrzny pastuch <3
Mam takie mieszane uczucia co do Islandii jak chyba nigdzie indziej! Jest tak pięknie, ale niechby tam było choćby trochę cieplej... Cóż, może w czerwcu, następnego dnia się wybiorę bo od paru lat mnie prześladuje :)
No i ja rozumiem, że władanie polskim to jest supermoc, ale z islandzkim chyba lepiej uważać
Rozumiem, trzymam kciuki, żeby zdrowie Ci pozwoliło doświadczyć tego miejsca na żywo 💚
Nad językiem jeszcze się zastanawiam... Możliwe, że to tylko zachcianka albo potrzeba, by zająć czymś głowę. Kolejna ucieczka od niewygodnych myśli ;) Nauka nowych rzeczy to trochę mój nałóg.
Dziękuję, z tym zdrowiem robi się powoli lepiej, sanatorium działa, chociaż droga jest wyboista. :)
Ahh, rozumiem, a ja chyba uczę się nowych rzeczy żeby się dowartościować :) Całkiem nieźle działa.
Odkryłem ostatnio ciekawy kanał na popularnej scentralizowanej stronie z wideo, gdzie facet uczy się nowych skillsów i dzieli się swoimi doświadczeniami, kanał (facet zresztą też) nazywa się Mike Boyd, może znajdziesz jakieś inspiracje dla siebie.
A