Sylwestrowo

avatar

Jak się macie w nowym roku? Po prawdzie to on już wcale nie taki nowy, więc zanim wjadą kolejne tematy, kilka słów o Sylwestrze. Od dawna nie czuję potrzeby specjalnego świętowania z tej okazji, nie mówiąc o wychodzeniu na miasto, prosto w tłum i fajerwerki. Najpierw witałam zwiastunów upływającego życia z dziećmi, wznosząc toasty "szampanem" Piccolo. Mijały lata i wspólne upajanie się oranżadą zastąpiła wymiana sms-ów o północy i czekanie do późna, aż chłopaki wrócą ze swoich pierwszych imprez. Sprawdzałam, czy nie stracili palców albo oka. W końcu urośli tak bardzo, że potrafiłam zasnąć przed ich powrotem. Ale rankiem i tak czułam ulgę, gdy znajdowałam ich całych i zdrowych w legowiskach. No a teraz jeden się wyprowadził, a drugi przez większość czasu jeździ po Europie i, choć to przerażające, człowiek musi się nagle zająć sobą.

Tyle lat odgrażania, że ho ho, jak ja się od was bąki uwolnię, to będzie bal! Odbiję sobie wszystko! A-kurat, jak mawiał z naciskiem mój śp. wujek. Kołowrotek się zatrzymał kilka miesięcy temu, ale chomik wciąż jest w szoku.

No, ale wychodzimy z tego pomalutku, chomik i ja. Jaskrawym dowodem jest to, że dałam się namówić Andzi na świętowanie sylwestra "na mieście". Wcześniej, w ciągu dnia, spędziłam kilka przyjemnych godzin z wieloletnią klientką, na obecną chwilę dobrą znajomą. Pojechałyśmy na krótki spacer do Doliny Mnikowskiej, a potem na obiad do karczmy w Kryspinowie. I już wtedy udzielił mi się taki specyficzny nastrój... Nie była to może ekscytacja, ale zadowolenie i poczucie, że ten dzień jest jednak trochę inny. I właściwie dlaczego nie mogłabym się choć trochę ucieszyć, że niedługo zacznie się nowy rok?

Dolina Mnikowska

1672512314477.jpg

1672512314547.jpg

1672512314490.jpg

1672512314461.jpg

1672512314653.jpg

1672512314893.jpg

1672512314696.jpg

1672512315052.jpg

1672512314712.jpg

1672512314795.jpg

Ale i tak na miasto strasznie nie chciało mi się jechać, nawet strzeliłam wewnętrznego focha. Mam nadzieję, że Andzia nie zauważyła, bo szybko mi przeszło. Plus dla niej, że na miejsce świętowania wybrała Kopiec Kraka. Bardzo lubię, ale po nocy szłam pierwszy raz. Zrobił się z tego całkiem fajny, 7-kilometrowy spacer. Najpierw z Królewskiej przez rynek - a raczej trochę boczkiem, zaskakująco spokojnymi plantami.

1672572912598.jpg

1672572912494.jpg

1672572912534.jpg

Obok Wawelu,

1672572912415.jpg

bulwarami nad Wisłą,

1672572912313.jpg

1672572912234.jpg

1672572912212.jpg

I przez kładkę, hop na Podgórze.

1672572912174.jpg

Na Rynku Podgórskim cisza i pustki, nieliczni piechurzy idą w stronę kopca.

1672572912117.jpg

Pod samym kopcem dzikie tłumy zgromadzone w egipskich ciemnościach, rozświetlanych od czasu do czasu fajerwerkami. Mogiła króla Kraka obsadzona ludzką stonką, więc tam się już nie pchałyśmy.

1672571976483.jpg

Na szczęście pod kopcem jest mnóstwo miejsca. Teren lekko opada, więc wszyscy mieli wygodne miejscówki z widokiem na miasto. Pozostały do północy czas zleciał bardzo szybko na żartach, komentarzach i podziwianiu widoków. Było ekstremalnie ciepło - 11 stopni. Pełen komfort, pomimo coraz częstszych eksplozji, za którymi nie przepadam.

1672571976735.jpg

I tak, nie przepadam za fajerwerkami. Bardzo dawno temu cieszyły mnie, szczególnie duże pokazy, np. z okazji wianków. A potem mi przeszło. Nabrałam też większej świadomości, jaki to ma wpływ na przyrodę i domowe zwierzęta, co mocno przyhamowało mój entuzjazm. Ale przyznam uczciwie, że widok eksplodującego miasta był spektakularny! Cała panorama wybuchła, jak okiem sięgnąć. Zdjęcia, szczególnie te z telefonu, w ogóle tego nie oddają. Z naszej górki też strzelali.

Cieszyłam się i podobało mi się ogromnie! To moje noworoczne, wielkie guilty pleasure.

1672571976676.jpg

Patrząc na to myślałam, że człowiek jest rozbrajający z tą swoją powracającą jak bumerang nadzieją, że z nowym rokiem coś się zmieni, że będzie lepiej. No bo chyba dlatego tak szalejemy z radości? A może tylko dlatego, że wciąż jesteśmy w grze? Szczęściarze, którzy osiągnęli kolejny level?

1672571976705.jpg

Wszystkie obawy dotyczące dzikiego tłumu czy utraty części ciała na skutek przebywania pośrodku fajerwerkowego piekła okazały się bezpodstawne. Tłum był, ale nie aż tak dziki. Oczywiście u niektórych świętujących zaobserwowałyśmy oznaki wielkiego zmęczenia, ale wszystko w tzw. granicach. Przyjaźnie i miło.

Wracałyśmy podobną drogą, tym razem przez rynek. Było trochę bałaganu, ale już uwijały się ekipy sprzątające.

1672571976026.jpg

1672571975984.jpg

1672571976009.jpg

Odprowadziłam Andzię na Królewską, gdzie mieszka, i wsiadłam w nocny tramwaj. A tam spotkałam @foggymeadow i @hallmann, wracających z imprezy. No czy to nie był fajny dzień?

Wszystkiego dobrego 💚



0
0
0.000
5 comments
avatar

Dużo leżałem i bardzo mi z tym dobrze:)

0
0
0.000
avatar

Cudowny sposób na spędzanie czasu 🙂🌸

0
0
0.000
avatar

Bardzo fajny!
Dziękuję szczególnie za Dolinę Mnikowską, o której istnieniu nie wiedziałam. Jak można nie wiedzieć o tak bajkowym miejscu! Szok, niedowierzanie. :)

0
0
0.000
avatar

Proszę bardzo, przyznam z lekkim wstydem, że choć o dolince wiem od dawna, to byłam po raz pierwszy. Podzielam zdanie, że jest bajkowa - na pewno zawitam do niej jeszcze, jak się bardziej zazieleni :)

0
0
0.000