Lola z Ludwinowa 2 - Balon, dwór i jeszcze jeden kościół
Wisi mi ten Ludwinów i wisi. Jakoś wolę na bieżąco uwalniać tematy, bo potem wrażenia się zacierają i brakuje słów.
Nie sądziłam, że zajdzie mi za skórę tak mocno, w pozytywnym sensie. Jak to się zaczęło możecie przypomnieć sobie tutaj, a ja przechodzę do części drugiej i (na razie) ostatniej.
Tu wszędzie blisko do Wisły i strefy rozrywkowej Forum Przestrzenie, więc przez cały spacer prześladować mnie będzie balon widokowy. Rzadko odpoczywa - tylko gdy ładują się kolejni goście, albo jest brzydka pogoda.
Zazwyczaj unosi się wysoko i jest nieodłącznym elementem lokalnego nieba.
--
Ludwinów jest zwyczajny, ale ma kilka własnych, mocno rozproszonych smaczków. Każdy z innej bajki, ostańce minionych epok. Wyłuskiwałam je z otoczenia, co było jak zbieranie kamyków na plaży. Masz ich potem cały koszyk i nie wiadomo co z tym zrobić. Żadnej ciągłości i logiki.
Szukając o nich informacji natrafiłam przypadkiem na gminną ewidencję zabytków w postaci pliku pdf. Ponad sześć tysięcy pozycji, ułożonych alfabetycznie według lokalizacji. Lista okazała się bardzo pomocna w identyfikacji kilku obiektów bez wyraźnej historii, o których nie znalazłam niczego konkretnego w internecie. Większość dat zaczerpnęłam właśnie z ewidencji. Było kilka zaskoczeń!
Poruszać się będziemy po niewielkim obszarze, wielkością zbliżonym do fragmentu starego miasta zamkniętego w pierścieniu plant krakowskich. Więcej kluczenia, niż marszu.
--
Dawna rogatka miejska na rogu ul. Twardowskiego i Barskiej - budynek bramy drogowej Twierdzy Kraków, ok. 1890 rok. Dzisiaj Bistro Pan Twardowski :)
--
Kamienica o bardzo ciekawych dekorach z płytek ceramicznych (chyba). Ciekawa brama z kapliczką. Celowałam w lata 20-te, ale w ewidencji stoi, że rok 1939. Planuję tu wrócić z lepszym aparatem, żeby się przyjrzeć wykończeniu.
--
Zakochałam się w tym domu. Stoi sierotka u wylotu Mieszczańskiej, na rogu z Monte Cassino, otoczona przez apartamenty. Na szczęście mogą jej naskoczyć, bo to oficjalny zabytek. I tutaj zaskoczenie - oszacowałam go na początek XX wieku, tymczasem data budowy to 1850 rok!
--
Na cypelku przy zbiegu ulic Twardowskiego i Dworskiej, w otoczeniu zieleni skwerowej z okazami starodrzewu, stoi kapliczka domkowa św. Trójcy z 1876 roku.
Włączam starodrzew do swojego słownika, dostojne słowo.
Tutaj, na zdjęciu z ostatniego lata, lepiej widać wdzięki starodrzewu.
--
Dwa znaleziska na Ludwinowie były dla mnie totalną niespodzianką. Po pierwsze - Dwór Kapitulny z 1614 roku, stojący przy ul. Dworskiej (a jakże). Od strony ulicy nie robi szczególnego wrażenia - taki bardziej okazały dom lub willa. Nie zaintrygował mnie.
Uwagę zwróciłam dopiero na solidne, stare ogrodzenie z boku posesji oraz duże drzewo w przesmyku pomiędzy dworem a blokiem mieszkalnym.
Jak się zaczęłam rozglądać, to zauważyłam datę na elewacji - A.D. 1614.
No bez jaj, pomyślałam. Ale sprawdziłam i rzeczywiście, to siedemnastowieczny zabytek, obecnie w pełni zaadaptowany na działalność gospodarczą. Jakieś imprezy się w nim odbywają - wesela, przyjęcia i tak dalej. Sam budynek nie wzbudza we mnie żadnych emocji, ale ogrodzenie (część murowana z boku posesji) ma swój klimat. W internecie są bardzo skąpe informacje na temat kompleksu. Był to Dwór Kapitulny Kanoników Katedry na Wawelu, otoczony niegdyś całą dworską "infrastrukturą", pożartą obecnie przez miasto. Natknęłam się na wpis jednego z mieszkańców z 2007 roku, który opowiada jak budowa sąsiednich bloków pochłonęła sad ze starodrzewem (😉), ogrodzony starym murem. Smutne jest to, że przetrwał on okres największej "dewastacji" Ludwinowa w latach 60. i 70. i zniknął dopiero w tym wieku. Pozostało tylko kilka drzew, na które zwróciłam uwagę na początku.
Skwer Dworski po drugiej stronie ulicy - tzw. park kieszonkowy :)
Krążąc po zaułkach. Balon przypomina, w którą stronę nad Wisłę.
Ostatnia i najbardziej "urocza" niespodzianka. Zapuściłam się pomiędzy bloki przy Komandosów, ot, żeby dobić licznik kroków, kiedy coś zamajaczyło na obrzeżach osiedla.
To kaplica pw. św. Bartlomieja, wzniesiona około 1694 roku, jak doczytałam po fakcie.
Niesamowity relikt, biorąc pod uwagę otoczenie. Na początku rozglądałam się nerwowo sprawdzając, czy inni też widzą to co ja. Niestety kościółek był zamknięty, więc tylko obeszłam go parę razy.
Mogłam przez chwilę poudawać, że tu ciągle jest folwark, a do miasta długa droga powozem. Albo na nogach, bo tylko państwo powozami jeździło. Przypomniały mi się opowieści babci, jak w 1924 roku na nogach z Krzeszowic do Krakowa szła za pracą. Miała szczęście, ktoś ją wozem podrzucił kawałek. Uciekła z domu w wieku 14 lat, bo miała dość pracy na roli. Poszła "na służbę" najpierw do piekarni, potem do bogatych, krakowskich domów. Jak o niej myślę, to dzisiejsze medialne straszaki bledną. Bardzo żałuję, że nie spisywałam jej wspomnień i anegdot.
Pół kroku w bok i wracamy w XXI wiek.
Na koniec spacer wzdłuż pobliskiej Wilgi, która na tym odcinku stanowi naturalną granicę pomiędzy dzielnicami Dębniki i Podgórze. O tej porze roku aura idealna dla melancholików.
Wielki Balon patrzy.
Lola mówi pa i zaprasza na Ludwinów!
Formalnie (mimo niewielkich rozmiarów) to nawet nie kaplica, a kościół (do korony były tam Msze każdej niedzieli o 10.00). Też go odkryłem niedawno (na Street View), bo gdzieś obok znalazła mieszkanie pani Walentyna.
Świetny post, bardzo ciekawy. Całość czyta się z przyjemnością, a zdjęcia piękne 👌🏻:).
Bardzo dziękuję 😊🌼
czy starodrzew ma takie liście?
wtedy byłby to dostojny jesion
Czy ja wiem, za młody chyba. Ale możemy go nazywać dostojnym, co nam szkodzi ;)
ciekawe czy na egzaminie na przewodników krakowskich pada pytanie
"omów przebieg topograficzny granicy między dzielnicami Dębniki i Podgórze"
takie skrzywienie (przyszło)zawodowe... rzeczka wygląda na dużo dłuższą i szerszą niż np. Skorytówka o którą pytają na egzaminie na przewodników beskidzkich...
😆
a może spisz tyle wspomnień i anegdot - ile pamiętasz?
albo może masz jeszcze kogoś kogo można dopytać o skrawki?
mam podobne zamazane kadry, a ludzie którzy mogą coś jeszcze pamiętać - powoli się wykruszają..
PS:
widzę krokodylka w tym wodu.
Nom, czasem z ciocią (rocznik 44) rozmawiam o tym, co babcia z dziadkiem opowiadali... Dziadek to już w ogóle legenda, wychowany przez cyganów w taborze, jakieś wróżby znał, których nie chciał zdradzać... Ech.
PS: Teraz to i ja widzę, młodziak jakiś.