Korfu - czasem słońce, czasem deszcz
Kropla drąży skałę, ziarno rzucone w glebę musi wzejść, a pewne tematy dojrzeć. Tak było z wycieczką na Korfu. Nie dotarłabym tam, gdyby nie blog @grecki-bazar-ewy. Relacje Ewy są zwykłe i niezwykłe jednocześnie, po ludzku ciepłe i swojskie. Pokazują o wiele więcej, niż lazurowe pocztówki. Wpuszczają do świata ukrytego przed przeciętnym turystą. Spokojnie można powiedzieć, że latami nasiąkałam jej greckim zakątkiem, aż w końcu zapragnęłam go zobaczyć na własne oczy. Zaskoczyłam samą siebie, bo ciepłe klimaty nie leżą mi wcale. Ale jak się z kimś/czymś polubisz, to łatwiej przeskoczyć uprzedzenia.
Poleciałam z Andzią, moim ulubionym towarzyszem podróży. Na Korfu wylądowałyśmy w niedzielę wielkanocną (prawosławną), w strugach deszczu. Taki trochę chichot losu. Obawiałam się słońca, a tu bęc, zanoszę prośby w myślach, by pokazało się choć na chwilę.
Pierwszego ranka wciąż lało. Nici z kawy na balkonie, wyskoczyłyśmy tylko rzucić okiem na morze.
Na kwaterę wybrałyśmy miasteczko Agios Gordios, położone mniej więcej pośrodku wyspy. Blisko do lotniska (około 25 minut samochodem) i dobra baza wypadowa do objechania Korfu. Ostatecznie cały wyjazd spędziłyśmy tylko na północy, było co oglądać i tak.
Kilka godzin czekałyśmy na poprawę pogody, jak się potem okazało - niepotrzebnie. Wyspa jest niewielka, ale aura potrafi być zupełnie inna w różnych jej zakątkach. Warto więc ruszyć cztery litery i poszukać. Około południa zebrałyśmy się w drogę, chociaż wciąż kropiło.
Punkt widokowy dwie serpentyny powyżej naszego hotelu. Przejaśnia się!
O serpentynach na Korfu jeszcze będzie. Ewa ostrzegała mnie kilka razy "nie ufajcie GPS", ale nie zrozumiałam jej właściwie. Sądziłam, że będziemy błądzić, wjedziemy w gaj oliwny albo do morza. Nie o to chodziło. Nawigacja doprowadzi was do celu, ale po swojemu, czyli najkrótszą w jej mniemaniu trasą. Przeważnie krętymi, wąskimi i stromymi dróżkami, poprzez ukryte w górach miasteczka i wioski. Tempo żółwia, za to widoki nieziemskie.
Jedną z takich miejscowości było Pelekas. Gdy przyjechałyśmy było jak wymarłe.
--
Pierwszy kot spotkany "twarzą w twarz". Koty na wyspie to osobna historia, jest ich tam zatrzęsienie. Przeważnie nie boją się ludzi, ale to bardziej typ szwendający się luzem, niż pupil domowy.
Kilka minut jazdy powyżej Pelekas znajduje się niewielka platforma widokowa zwana "tronem Wilhelma". Cudowna panorama pomimo pochmurnego nieba. Można dostrzec nawet charakterystyczną sylwetkę twierdzy w Korfu.
Przez cały dzień pogoda była wyjątkowo zmienna, balansowałyśmy na granicy chmur i słońca, pod koniec dopadł nas nawet grad. I to mi się bardzo podobało, wyspa z charakterem!
Terapia dla oczu 💚
Gdy zjechałyśmy do wioski, słońce wyjrzało na dłużej zza chmur. Świat się odmienił, na ulicach pojawili się turyści oraz miejscowi.
Znalazło się też kilka czynnych restauracji i wstąpiłyśmy na obiad. Zamówiłam musakę wegetariańską, tego dania nigdy wcześniej nie próbowałam. Nadzienie było pyszne, ale gruba warstwa sosu beszamelowego nie do przeskoczenia. Myślę, że akurat taki kawałek mi się trafił, Andzia miała mniej sosu.
Lekki niedosyt powetowałam deserem, który mógł być tylko jeden - baklawa.
--
Ruszyłyśmy dalej, w stronę Paleokastritsa, zbierać szpilki z mapy.
La Grotta, niewielka, skalista zatoczka. Modna lokalizacja w lecie, gdy działa bar i roi się od ludzi. Opuszczona robi smutne wrażenie. Straszą nagie, stalowe konstrukcje, które w sezonie zamieniają się w podesty zastawione stolikami.
Przez cały wyjazd towarzyszyła mi refleksja, że jeśli już człowiek ingeruje w naturę, wstawia w nią swe budowle i konstrukcje, to wyglądają one znośnie tylko z człowiekiem w komplecie. Opuszczone są takie przygnębiające... Tracą sens istnienia. Widać tylko to, co zniekształciliśmy, zepsuliśmy.
--
W poszukiwaniu słynnej plaży w Paleokastritsa trochę zabłądziłyśmy. Za wcześnie zaparkowałyśmy i wpuściłyśmy się w labirynt niskich zabudowań, służących chyba tylko za kwatery, bo nie było żywego ducha.
Dotarłyśmy i do "plaży", jednak zgodnie uznałyśmy, że to nie może być ta słynna. Ale... podobało nam się, więc zostałyśmy na chwilę.
Paleokastritsa to bardzo przyjemne miasteczko. Bogata linia brzegowa - niewielkie cypelki i głębokie zatoki - sprawia, że w okolicy jest kilka pięknych plaż i punktów widokowych. Wysoko, na jednym z cypelków, stoi klasztor. Można spędzić kilka godzin szwendając się po okolicy.
Tu po raz pierwszy od przyjazdu poczułyśmy turystyczny charakter wyspy. Jakbyśmy wkroczyły w inny wymiar. Na plażach jednak spacerowiczów niewielu, może dlatego, że było bardzo wietrznie. Większość wolała podziwiać widoki z osłoniętych tarasów restauracji.
Na tym dzień się nie skończył, ale kolejne pinezki, w tym klasztor (a raczej jego okolica, bo samych zabudowań nie zwiedzałyśmy), zostawiam na później. Kończę wpis niezgrabnie, pośrodku i nie wiem, pasuje tu jakieś podsumowanie, czy po prostu uciąć i nara. Widzicie ledwie początek, gdy ja na wszystko patrzę już z perspektywy całego wyjazdu. Cokolwiek napiszę, będzie sumą wrażeń, a nie relacją z chwili. Jedyne co wyraźnie pamiętam z pierwszego dnia, to zaskoczenie różnorodnością skupioną na tak małej powierzchni. Zachwycający, zielony interior, irlandzka pogoda i nienachalne słońce. Koty. O wioskach pośród serpentyn dróg już wspominałam - skradły moje serce. To wszystko takie inne niż u nas, ale wciąż swojskie i przyjazne. Do następnego 🌸
Świetna relacja, czekam na kolejne części 👌🏻.
dziękuję, będą na pewno 🙂
Piękne jest moje Korfu widziane Twoimi oczami 💚
I na prawdę to przeze mnie, Ty tutaj? Jestem bardzo wzruszona, znowu... Byłam wzruszona przed naszym spotkaniem (czekałam!) i po nim, i podczas naszej rozmowy... kiedy czytałam latami wszystkie Twoje teksty... jak spojrzałam w Twoje piękne i szczere oczy...
Cóż mogę powiedzieć? Dziękuję ❤️
PS: Ta musaka to jakaś pomyłka 😉
Tak! Grecja nigdy nie była "moim" kierunkiem, Andzia od 15 lat opowiadała mi o swych wspaniałych wakacjach na Krecie i jak grochem o ścianę 😉. A Ty mnie jakoś urobiłaś powoli 😘
Tak myślałam 😁
💚😘
ależ Ci ładnie Ewa napisała 💙
Oj tak ❤️🌸❤️
najpierw zobaczyłam te skalne dłonie w wodzie, jakby do modlitwy,
(prawie jak z tej emotki: 🙏)
nie wiem czemu takie skojarzenie.
a później to już tylko ten rozczochrany kot, o losie co za spojrzenie, umarłam 😂😛🥰
ale bym miziała!
fajna ta wycieczka, trochę islandzka taka.
Będzie ich więcej!
Trafione 💚💚💚