Jak brzmi cisza

avatar
(Edited)

Co za dziwna sytuacja. Najfajniejsza przygoda z wakacji, a okazało się, że wszystkie 144 zdjęcia są takie same. Biebrza, kajak, szuwary, wiosło, Biebrza, szuwary, kajak...

Nie wiem dlaczego tak mnie to dziwi, niby co miałam fotografować? Rzecz w tym, że we mnie się tyle działo podczas tych kilku godzin i to było takie fascynujące, że... no myślałam, że to jakoś będzie widać na fotkach. A tu szału ni ma.

Obie, Andzia i ja, pierwszy raz w życiu wsiadłyśmy w kajak. Podczas planowania urlopu była mowa, że podczepimy się do jakiejś grupy, żeby raźniej było. Nie wiadomo jak i dlaczego wyszło, że popłynęłyśmy same.

Tego dnia od samego rana jakoś nam nie szło i miałam wrażenie, że nic z tego nie będzie. Umówione byłyśmy z właścicielami gospodarstwa na wyjazd z kajakiem o 9 rano z Goniądza. Pobudka, śniadanie, krótka jazda na miejsce - cudowna pogoda, słońce. Ale już w Goniądzu dogoniła nas chmura i zaczęło padać. Zerwał się też wiatr. Za radą naszej gospodyni przesunęłyśmy spływ na popołudnie. Wróciłyśmy na kwaterę i co? Słońce! Lato w pełni! Ależ byłam zła, miałam wrażenie, że tam na górze ktoś sobie z nas jaja robi. Poszłam do lasu, żeby tę złość wymęczyć.

Po południu jakoś tak namieszałyśmy, że spóźniłyśmy się trochę na umówioną godzinę. Na miejsce startu we Wroceniu dotarłyśmy z gospodarzem dopiero około 16.00. Bez zbędnych ceregieli zapakował nas do kajaka i wypchnął na wodę.

Panikowałyśmy odrobinę na początku, bo zaraz po starcie wpłynęłyśmy w gęstą zupę namokniętej, wodnej roślinności, która uniemożliwiała jakikolwiek ruch. Ale szybko ogarnęłyśmy sterowanie i z każdą chwilą czułyśmy się pewniej. Po około 10 minutach przestałam skupiać całą uwagę na nerwowym ściskaniu wiosła i zaczęłam odbierać bodźce. Na szczęście, pomimo naszych obaw wiatru prawie nie było, a Biebrza do rwących rzek nie należy. Po porannym deszczu nie było śladu.

Mogłyśmy odetchnąć.

Przez pierwszą godzinę zrobiłyśmy może półtora kilometra. Co chwilę odkładałyśmy wiosła i pozwalałyśmy się nieść rzece. Ingerowałyśmy tylko wtedy, gdy spychało nas w zarośla, lub rzeka zakręcała.

Myślałam w tamtej chwili, że tak właśnie brzmi cisza. A przecież słyszałam plusk pojedynczych kropel spadających z wiosła, szelest trawy, a nawet trzepot skrzydeł samotnej ważki - delikatne "trrrrrr".

Żyję w mieście, w którym towarzyszy mi nieustanny szum w tle, nawet nocą. Ten szum zagłusza wszelkie odosobnione, delikatne brzmienia. Dlatego teraz nad wodą pomyślałam o nich, że to dźwięki ciszy.

Była hipnotyzująca. Słyszę ją nawet teraz, gdy patrzę na te zdjęcia.

W podobnej "zupie" zaplątałyśmy się na początku. Potem na taki widok podnosiłyśmy już wiosła, żeby nie utknęły i starałyśmy się trzymać środka rzeki.

Zagadką dla mnie był brak wiatru prawie przez cały spływ i woda jak lustro. Na kwaterze i w Goniądzu pomimo ładnej pogody mocno wiało. A na rzece tylko raz na jakiś czas zmarszczyła się woda.

O dziwo słońce, które prawie cały czas świeciło prosto w oczy, nie przeszkadzało mi wcale, choć go w nadmiarze nie lubię. Czułam się bardzo, bardzo dobrze. Obie czułyśmy się fantastycznie i gdyby nie to, że zerknęłam w pewnym momencie na mapę w telefonie, to pewnie pływałybyśmy do północy. Okazało się, że w tym zachwycie strasznie się wlekłyśmy. Pierwsza godzina upłynęła jak we śnie. Zostały jakieś 3 godziny do zachodu słońca i prawie cała trasa do przepłynięcia. Od tego momentu przyspieszyłyśmy.

Podczas całego spływu spotkałyśmy na rzece tylko dwie drewniane tratwy, na brzegach żadnych oznak cywilizacji. Przez większą część trasy były one zresztą gęsto zarośnięte i jeśli coś już słyszałyśmy czy widziałyśmy, to żaby i ptaki. I raz krowy, na samym początku.

I tak przez 4 godziny.

Pod koniec trasy, około godziny - czterdziestu minut przed zachodem słońca zaobserwowałyśmy ciekawe zjawisko. Chmary ptaków nadlatywały z różnych stron i lądowały w jednym miejscu, wśród wodnej trawy. Wyglądało to niesamowicie, bo stada poruszały się harmonicznie, jak ławice ryb. Ciemna chmura nadlatywała z furkotem, zawisała nad upatrzonym miejscem, następnie opadała szybko falującym lejem, jakby przyciągana tajemniczą siłą. Dokładnie tam, gdzie wcześniej wylądowało już wiele podobnych rojów. Z upływem czasu nadlatujące grupki były coraz mniejsze, złożone zapewne z ostatnich spóźnialskich. A jak tam wrzało, jaki panował harmider! Narastał, gdy się zbliżałyśmy i mijałyśmy miejsce zbiórki. Wesoła gromadka musiała się nagadać przed snem :)

Dla chętnych krótkie wideo, które zmontowałam z kilku filmów nagranych wtedy.

A na koniec zaszło słońce. Rozmawiałyśmy potem o tym dniu, że popłynęłyśmy o idealnej porze. Dokładnie o tej godzinie, co trzeba.

Więc choć czasem wydaje nam się, że ktoś z nas kpi, rzuca kłody pod nogi i utrudnia... to może okazać się, że robi to na przykład po to:

Do mostu w Goniądzu dopłynęłyśmy po chwili.

O jedną sprawę zapomniałyśmy spytać naszego gospodarza, a mianowicie jak się ląduje kajakiem. Po krótkiej naradzie zajęłyśmy pozycję, wzięłyśmy rozpęd i udało nam się częściowo wpłynąć na płaski brzeg. Nie wiem, czy tak się robi, zadziałało. Niczego nie zepsułyśmy i nie wpadłyśmy do wody.

Kajak został na brzegu, bo tak się umówiłyśmy się z gospodarzem. Gdy zadzwoniłam odetchnął z ulgą, przyznał, że już się z żoną zaczynali o nas martwić. Wstępnie ocenił, że spływ zajmie trzy godziny, nie przewidział, że przez pierwszą godzinę nie przepłyniemy prawie nic ;) My zresztą też nie.

Dzień rozpoczęty nerwowo pięknie się skończył. Prawie wszystkie wieczory takie były, pomimo, iż prawie codziennie padało.

Kawałeczek serca tam zostawiłam. Szastam nim trochę, ale myślę, że mi przez to nie ubędzie.



0
0
0.000
15 comments
avatar

Tak jest. Spływy to czysta natura i absolutna cisza na wyciągnięcie ręki ręki. Może i wolę kręcenie rowerem, ale jednak szum opon chętnie bym wyeliminował

0
0
0.000
avatar

Uwielbiam pływać kajakiem- blisko wody, cichutko, najbliżej natury jak się da. Obecnie wożę ze sobą kajak pompowany - też super daje radę. Pozdrawiam!

0
0
0.000
avatar

Super sprawa! Pamiętam, że chwilę się zastanawiałeś nad wyborem modelu, taki "mobilny" to chyba optymalne rozwiązanie.

0
0
0.000
avatar
(Edited)

Ciemno już i dobrze wiem, to czas na spokój czas na sen ...

source: dobrze znane

0
0
0.000
avatar

Pamietam moj pierwszy i jedyny splyw w Tleniu. Przepiękna przygoda. Cisza, spokój, natura.. Mega fajnie. Zdjęcia są świetne bo naturalne!📸

0
0
0.000
avatar

Wow that looks so beautiful specially the first pictures I mean when you look at the water it look like a mirror it's so clean and beautiful and the big role plays by the sky because it's clean and the clouds are so dark and look so beautiful

love the last picture of that sunset very nice

0
0
0.000
avatar

Polecam spływ Bugiem. Cisza. Czasem doleci jakiś odległy odgłos.
Można wiosłować, albo odpoczywać, a woda i tak powoli przesuwa kajak względem brzegów.

0
0
0.000
avatar

Dzięki za inspirację 🙂🌸

0
0
0.000