Czytaj z Marcinem 5/52/2022 - "Przewodnik po Europie : Europa Wschodnia i Środkowa (Rosya, Austro-Węgry, Niemcy i Szwajcaria), reprint z 1914 roku", opr. przez dra Mieczysława Orłowicza
Przed lekturą trzeba sobie przynajmniej w grubszym stopniu przypomnieć i uświadomić, jakie były realia geopolityczne w Europie Środkowej i Wschodniej. Całkiem nieźle stojąca pod względem swobód Galicja, Królestwo Polskie, a w zasadzie Priwislinskij kraj, czyli niby jakaś autonomia, ale de facto rusyfikacja, a o germanizacji to w ogóle szkoda gadać, bo niewiele by się dało powiedzieć dobrego. Jeśli cokolwiek. Trudno więc się dziwić, że w pierwszym tomie przewodnika znalazły się właśnie terytoria Rosji, Austro-Węgier oraz Niemiec, jako najistotniejszych z punktu widzenia Polaka, a także dołączona niejako na doczepkę – Szwajcaria.
Podróż zaczynamy od stolicy, od Warszawy
i tras z niej wyruszających. Następnie przesuwamy się coraz dalej w głąb Imperium Rosyjskiego – przewodnik zaprowadzi nas i do Finlandii, i na tereny dzisiejszych Białorusi i Ukrainy, i na dalekie Zakaukazie, i do jeszcze bardziej egzotycznych Chiwy czy Buchary, a nawet przez bezkresy Syberii do położonego na krańcach Azji – Władywostoku. O Moskwie czy Petersburgu nawet nie wspominam.
Kiedy już poznamy Rosję, przenosimy się do Austro-Węgier: z Galicji na Huculszczyznę i Podole, potem przeskokami przez Śląsk Cieszyński, Bukowinę, Czechy i Morawy do Wiednia, by z kolei stamtąd przez kraje austriackie dotrzeć do Słowenii i na „ziemie serbsko-chorwackie”. Dopiero następnie wracamy na Węgry, by podążyć potem przez Słowację i ziemie rusińskie do Siedmiogrodu, Chorwacji oraz Bośni i Hercegowiny.
Niemcy zaczynamy zwiedzać od terenów najbardziej polskich – Poznańskiego, Śląska i Prus, potem nadchodzi kolej udać się dalej na zachód, do różnych miast i księstewek tworzących państwo niemieckie, aż po Nadrenię i Westfalię. Plus dodatkowo w pakiecie Szwajcaria z Liechtensteinem.
Jak wygląda taki opis turystyczno-podróżniczy? Na samym wstępie dostajemy najogólniejsze informacje o danym kraju
jakie obowiązują formalności paszportowe i celne, jakie są realia podróży koleją, opłaty pocztowe i telegraficzne, kursy walut, czy przepisy ruchu drogowego. Oczywiście bez drobiazgowości. Następnie – opis poszczególnych regionów i/lub tras, a w ich ramach – przedstawiane są poszczególne miejscowości.
Tu już informacje są bardziej szczegółowe, można dowiedzieć się o hotelach, restauracjach, kawiarniach, atrakcjach turystycznych – oczywiście, im większe i bardziej znaczące miasto, tym bardziej szczegółowe informacje dostaniemy.
Dla siedemnastu największych są nawet załączone plany miast.
Autor szczególną uwagę poświęca też miejscowej Polonii, zgodnie z zasadą „swój do swego” – stąd dowiadujemy się, gdzie w danym mieście spotykają się Polacy, gdzie można znaleźć kawiarnię z polskimi pismami, wspominani są polscy lekarze i prawnicy.
W tym wszystkim napotykamy na rozmaite anachronizmy, na rzeczy, które dla naszych przodków były oczywistością, a u nas wywołują zdziwienie. Jednym z takich największych zaskoczeń, jakie mnie spotkały, była kwestia stref czasowych. Niby zostały wymyślone jeszcze w 1884 roku, ale koncepcja godzinnych stref czasowych upowszechniała się stosunkowo wolno, i w 1914, jak głosi przewodnik, na przykład, na kolejach rosyjskich obowiązywał czas petersburski, różniący się od środkowoeuropejskiego o 1 godzinę i 1 minutę, ale za wyjątkiem kolei warszawsko-wiedeńskiej, na której z kolei obowiązywał czas warszawski – z różnicą 24 minut. Trzeba stanowczo przyznać, że dzisiejsze rozwiązania są dużo wygodniejsze!
Inną kwestią, która zwraca uwagę – są przepisy ruchu drogowego. Przykładowo w Austrii – maksymalna prędkość samochodu „w polu” to 45 kilometrów na godzinę, zaś „w miejscowościach” – 15 w dzień i 6 w nocy. Jak by się w takich realiach odnaleźli dzisiejsi kierowcy, pasażerowie zresztą też? No ale zawsze można było skorzystać z dorożki!
Trzecią tego typu ciekawostką są muzea, a konkretnie ich godziny otwarcia. Część, co prawda, funkcjonowała w sposób w miarę zbliżony do dzisiejszego, ale inne bywały otwarte, na przykład, tylko dwa razy w tygodniu po dwie godziny, względnie bywały otwierane tylko po wcześniejszym umówieniu się z właścicielem.
Inną kwestią, która – chyba – nie jest nadmiernie obecna w powszechnej świadomości (poprawcie mnie, jeśli się mylę) – to silne zróżnicowanie polityki narodowościowej w państwie Austro-Węgierskim. O ile cesarstwo austriackie względem mniejszości narodowych było dość łagodne i stwarzało im całkiem – jak na ówczesne realia – niezłe możliwości autonomii i funkcjonowania, o tyle królestwo węgierskie stosowało ostrą madziaryzację, zaś Słowacy, Rumuni, czy nawet Polacy na żadne ulgi czy autonomie nie mieli co liczyć.
Dość interesujące, i mocno odmienne od dzisiejszych są też niektóre poglądy autora na kwestie etniczne. Dla przykładu, okazuje się, że nie ma czegoś takiego, jak naród szwajcarski, a Szwajcarię zamieszkują Niemcy, Francuzi, Włosi i Ladynowie. Ciekawe, jak oni sami się wtedy o sobie wypowiadali – czy równie „językowo”, czy też jednak świadomość narodowa była już silnie wykształcona? Również współcześni mieszkańcy Bałkanów mogliby mieć autorowi za złe zdanie „Serbowie i Chorwaci, stanowią właściwie jeden naród, mówią jednym językiem, różnią się tylko pisownią i religią” – jak wiemy, koncepcja Jugosławii, choć przez kilka dekad sprawdzała się względnie dobrze, ostatecznie jednak spłynęła krwią...
Na sam koniec wspomnę jeszcze o języku tego dzieła, który nie został uwspółcześniony. Czytelnik obecny musi się więc liczyć z różnicami w gramatyce, ortografii, nierzadko terminologii i nazewnictwie (dziś raczej mało kto posługuje się takimi nazwami, jak, powiedzmy, Pięciokościoły, Preszburg, Brunświk, Szafhuza, o Jeziorze Błotnym nie wspominając). No i leksyka – kto ze współczesnych czytelników, nie grzebiąc w słownikach – i to tych z epoki, będzie wiedzieć, czym jest, na przykład, piłkalnia?
No ale pisać mógłbym jeszcze dużo więcej – w końcu to spora i bardzo treściwa księga! Osobiście wręcz bym rekomendował ją (albo przynajmniej spore fragmenty) jako literaturę uzupełniającą do zajęć z historii Polski w liceum – lepsze to da wyobrażenie o realiach epoki, niż podręczniki pełne bitew, traktatów i innych Ważnych a Wielkich Wydarzeń. No i zawsze miło sobie poczytać o tym, jak przed ponad stu laty wyglądały miejsca, które dobrze znamy z osobistych odwiedzin...
PODSUMOWANIE
Rozmiar: solidna (476 stron + mapa polityczna + mapa kolejowa)
Szybkość czytania: wolno
Wciąga: tak
Dla kogo: fragmentarycznie i doraźnie – dla każdego. Od deski do deski – dla miłośników epoki oraz pasjonatów turystyki i krajoznawstwa
Zalety: bardzo szczegółowy opis turystyczny olbrzymiego obszaru, informacje przygotowane bardzo dokładnie, zawierające liczne ciekawostki i poszerzające wiedzę czytelnika o czasach powstania przewodnika; również dziś może być on pomocny w planowaniu zwiedzania przynajmniej niektórych opisywanych miast i regionów, choć oczywiście trzeba brać poprawkę na „drobne” dezaktualizacje.
Wady: właściwie brak, jasne – chciałoby się, żeby opisy były jeszcze bardziej szczegółowe, ale od tego to już były/są przewodniki poświęcone konkretnym regionom. No i troszkę brakuje mi – na razie – „moich” Bałkanów Południowych – Bułgarii, Macedonii, Serbii, które prawdopodobnie po prostu trafiły do innego tomu.
Ocena: 10/10, bo i nie bardzo widzę coś, za co można by te punkty odjąć.